Kreska
Wciągnąłem kreskę krajobrazu aż po horyzont. Dostałem zawrotów głowy, a ta zawróciła mnie do czasów, gdy byłem mały. Mniejszy niż teraz. Dużo mniejszy. Fizycznie. A jednak większy niż teraz. Dużo większy. Żeby być ubranosłownym, na przykład, pisałem wiersze. Sporo ich pisałem, choć ja dzisiejszy wstydzę się wczorajszego. Dlatego obecnie tylko popisuję czasem (się sobie?). Kiedy myślę wiersze, brzmią lepiej niż kiedy je później spisuję. Wyobraziłem sobie poranek, gdy odeszły. Nie wiem dokąd, ale potrafię sobie wyobrazić, że jest mi wszystko jedno. Zaparzam sobie kawę, smażę jajka. Nikt nie woła. Patrzę na uschniętą miętę na parapecie i robi mi się smutno. Ale po chwili przypominam sobie, ż e wyłącznie ja ją podlewam — i znowu tylko patrzę. Mięta kiwa do mnie jedyną żywą gałązką. A może to tylko wiatr od okna. A później znów wracam do teraz i patrzę na siebie z wtedy z politowaniem, choć wiem, że ja obecny bardziej na to zasługuję. Gdy patrzę z wtedy na sie...